Następnego
dnia mogłam zostać w domu. Ostatnio i tak dużo opuszczałam więc
dzień w tą czy w tą nie robi różnicy. Jadąc w piątek na
badanie byłam strzępkiem nerwów. Przez całą drogę nie odzywałam
się, bo czułam wstyd. Lekarka będzie krzyczeć? A może będą
komentarze jaka to jestem głupia i nieodpowiedzialna?
Siedząc
przed gabinetem czułam na sobie wzrok kobiety będącej przed nami.
Była już w zaawansowanej ciąży. Kiedy nasz wzrok się spotkał,
posłała mi uśmiech. Po chwili weszła do gabinetu.
-
Mamo... ja chyba nie chcę - powiedziałam cicho.
-
Spokojnie, skarbie. Jestem z tobą.
Czułam
jak pocą mi się ręce, a serce wali jak oszalałe. Chciałabym żeby
Alan był ze mną. Gdyby o wszystkim wiedział, nie pozwoliłby iść
mi samej. Kiedy drzwi gabinetu otworzyły się, myślałam, że
zemdleję. Automatycznie wstałam kiedy zrobiła to moja mama.
Ciężarna kobieta ponownie posłała mi uśmiech szepcząc:
-
Nie bój się. To nie boli.
Odeszła
zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Będąc w gabinecie czułam
zażenowanie. Lekarka dodała mi otuchy mówiąc, że mam się
rozluźnić i o nic nie martwić. Na początku wywiadu byłam spięta,
ale kiedy kobieta pogratulowała mi ciąży, uśmiechnęłam się.
-
To teraz sprawdzimy jak twoje maleństwo, co?
Pokiwałam
głową. Musiałam się rozebrać i przejść na fotel. Nie
wiedziałam, że tak będzie wyglądać badanie.
- A
nie można... no wie pani... - dukałam.
-
Twoja dzidzia jest jeszcze za malutka. Zresztą, musimy sprawdzić
czy w ogóle jest.
Podczas
badania czułam zażenowanie. Cieszyłam się, że mama jest ze mną
i ciągle głaszcze mnie po głowie.
-
To dziesiąty tydzień ciąży. Gratuluję. Tutaj jest twoje
maleństwo - lekarka wskazała na małą plamkę na ekranie.
Widząc
to, rozpłakałam się.
-
Martusiu, przestań... - szepnęła moja mama tuląc mnie.
-
Nie ma powodu do płaczu. Dziecko rozwija się dobrze więc powinnaś
być szczęśliwa. Chcesz zdjęcie?
Pokiwałam
głową jeszcze raz patrząc na ekran. Po krótkiej chwili
wychodziłyśmy z gabinetu. Moja rodzicielka objęła mnie. Siedząc
w aucie patrzyłam na zdjęcie, które dostałam.
-
Powiemy dzisiaj tacie, co?
Wzruszyłam
ramionami.
-
Masz na coś ochotę?
-
Zjadłabym lody. Albo sorbet.
Chwilę
później parkowałyśmy przed supermarketem. Chodząc między
regałami układałam w głowie rozmowę, którą przeprowadzę z
Alanem. Co powinnam powiedzieć? "Cześć kochanie, jestem w
ciąży"? A może "Skarbie, mamy problem"? Nie lepsze
będzie "Alan, zostaniesz tatusiem"? Poczułam jak
wilgotnieją mi oczy więc zacisnęłam powieki, by łzy nie znalazły
ujścia.
-
Jakie chcesz lody? - głos mamy wyrwał mnie z zamyślenia.
-
Waniliowe. I sorbet truskawkowy.
W
drodze powrotnej jadłam chrupki kukurydziane, bo nie czułam się
najlepiej. Będąc w domu napisałam do Alana żeby wpadł po szkole,
bo musimy porozmawiać. Chłopak odpisał, że zerwie się z
angielskiego i będzie za pół godziny. Kiedy do mnie przyszedł,
nie wiedziałam jak zacząć.
-
Więc o co chodzi? - zapytał tuląc mnie.
-
Nie uważasz, że przytyłam? - zapytałam podnosząc koszulkę.
-
Hmm... - spojrzał na mój brzuch. - Nie! - pocałował go. - Ale ja
nadal nie rozumiem.
Rozpłakałam
się wtulając się w chłopaka i szepcząc:
-
Boże, Alan, ja jestem w ciąży!
-
Co?!
Energicznie
wstał zrzucając mnie za swoich kolan.
-
Jestem w ciąży, słyszysz?! - krzyknęłam.
-
Ale jak to?
-
Normalnie, kurwa! Patrz! - rzuciłam w niego testem ciążowym i
zdjęciem z usg.
Fotografia
spadła na podłogę więc chłopak schylił się po nią. Patrząc
na wydruk zakrył usta ręką. Podszedł do mnie, ukucnął przy
łóżku i powiedział dotykając mojego policzka:
-
Boże, skarbie, przepraszam. Nie powinienem tak zareagować. Nie
powinienem krzyczeć. Przepraszam. Nie denerwuj się. Nie płacz.
Skuliłam
się odpychając jego rękę. Przytulił mnie szepcząc, że jest
szczęśliwy. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Uśmiechnął
się mówiąc, że bardzo mnie kocha.
-
Jesteś szczęśliwy?! Zostaniesz osiemnastoletnim ojcem i jesteś
szczęśliwy?! - zapytałam ze złością, odrywając się od
niego,
- A
co mam płakać jak ty?! Dziecko już jest więc łzy nic nie
zmienią! Też powinnaś się cieszyć, a nie szkodzić owocowi
naszej miłości!
-
Gdybym mogła to chętnie bym usunęła ten twój owoc! - krzyknęłam
po czym pożałowałam tych słów. Alan wyglądał jakby dostał w
twarz. Zacisnął dłonie w pięści, ale nie powiedział nic.
Pierwszy raz widziałam go takiego. Odwrócił się i wyszedł z
mojego pokoju. Chciałam za nim pobiec i przeprosić go, ale nie
zrobiłam tego. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i
skuliłam się wylewając z siebie kolejny potok łez. Miałam
wyrzuty sumienia, że powiedziałam o usunięciu ciąży. Ja tak
naprawdę nie chcę tego. To jest moje maleństwo. Wsunęłam rękę
pod koszulkę i dotknęłam brzucha. Co ono teraz czuje? Jest smutne?
Przestraszone? A może nic nie odczuwa?
Chwyciłam
zdjęcie leżące na łóżku. Moja mała kochana plamka. Dlaczego
akurat ja?! Nie mogła wybrać sobie innej matki?! Jest wiele kobiet,
które pokochałyby ją bardziej niż ja.
-
Przepraszam - szepnęłam kreśląc niewidzialne znaczki na swoim
brzuchu. - Przynajmniej ojca masz zajebistego. Nie to co matkę...
Boże,
całkowicie mi odwala. Gadam sama do siebie macając się po ciele.
Chwyciłam telefon i wybrałam numer Alana. Chciałam go przeprosić
za moje słowa i powiedzieć, że również cieszę się z faktu iż
będziemy rodzicami. Czasami małe kłamstwo jest potrzebne. Jednak
chłopak nie odbierał, a gdy zadzwoniłam trzeci raz automatyczna
sekretarka poinformował mnie iż abonent ma wyłączony telefon.
Rzuciłam komórką na drugi koniec łóżka krzycząc:
-
Nienawidzę cię!
W
tej samej chwili do pokoju weszła moja mama. Naburmuszona
poinformowałam ją, że chcę zostać sama.
-
Marta... nie denerwuj się. Co się stało? - zapytała kobieta
siadając obok.
-
Nic.
-
Przecież widzę. I słyszałam.
-
To po co pytasz?!
-
Uspokój się - przytuliła mnie.
-
Alan mnie zostawił - jęknęłam rozpłakując się.
-
Przez dziecko?
Pokiwałam
głową.
-
Czy może przez to co mu wykrzyczałaś?
-
Ja tak nie myślę. Ja naprawdę je chce...
Moja
rodzicielka nie powiedziała nic. Chwyciła moją komórkę i podając
mi powiedziała żebym spróbowała ponownie. Wybrałam znajomy mi
ciąg cyfr, ale nic z tego nie wyszło.
-
Widzisz? - zapytałam patrząc na mamę.
Znowu
mnie przytuliła milcząc. Kołysała mnie jak małe dziecko, a ja
ciągle moczyłam jej fioletową tunikę, w którą była ubrana.
Mijały minuty, a ja ciągle ją tuliłam. Potrzebowałam wrócić do
beztroskich lat wieku przedszkolnego kiedy moim jedynym kłopotem
było to czy zdążę na wieczorynkę. W głowie ciągle miałam
obraz wściekłego Alana. On nie może mnie zostawić. Ja go bardzo
kocham. Muszę go przeprosić. Wstałam mówiąc, że muszę wyjść.
-
Podwieźć cię do niego? - zapytała moja rodzicielka. Od razu
domyśliła się, że idę do Alana.
-
Nie, spacer dobrze mi zrobi.
Chwilę
później byłam w drodze do mojego (byłego?) chłopaka. Był mi
zimno i na dodatek wszystko mnie denerwowało. Od śniegu, przez
jadące samochody, na szczekających psach kończąc. Droga mi się
dłużyła, ale około trzydziestu minut później wchodziłam na
teren posesji Alana. Drżącą ręką nacisnęłam dzwonek i modliłam
się, by chłopak był w domu. Drzwi otworzyła mi jego mama. Na mój
widok uśmiechnęła się mówiąc:
-
Oh cześć Marta. Wejdź - wpuściła mnie do środka.
-
Dzień dobry. Ja do Alana.
-
Nie ma go. Jeszcze nie wrócił ze szkoły. Myślałam, że jest u
ciebie.
-
Nie... - szepnęłam smutno spuszczając wzrok.
-
Wejdź. Pewnie zaraz wróci. Napijesz się czegoś? Strasznie dzisiaj
zimno.
Spojrzałam
na kobietę, która przyjaźniła się z moją mamą odkąd tylko
pamiętam. Czułam jak chce mi się płakać. Będzie zła jak się
dowie? A może Alan nikomu nie powie i sam o tym zapomni?
-
Nie, ja chyba już pójdę. Trudno. Do widzenia.
-
Czekaj, Marta. Coś się stało? Pokłóciliście się?
-
Nie. Ja jednak pójdę.
W
tej samej chwili drzwi wejściowe się otworzyły.
-
Ja pierdole... - usłyszałam za sobą głos Alana. Nie był miękki
i przyjemny jak zawsze. Przybrał lodowatą barwę, po której
przechodziły ciarki.
Odwróciłam
się. W wejściu stał ojciec mojego dziecka i jego starsza siostra
Amanda.
-
Cześć, mamusiu. Strasznie tęskniłam - powiedziała Amanda
obejmując swoją mamę i ciągnąc ją do kuchni bym mogła
spokojnie porozmawiać z Alanem.
-
Po co tu przyszłaś? - zapytał chłopak zdejmując kurtkę.
-
Chciałam cię przeprosić...
Mruknął
coś pod nosem nie mówiąc nic. Pociły mi się ręce ze strachu i
nie wiedziałam jak się zachować.
-
Jeśli to wszystko to możesz już iść - dodał tym samym lodowatym
głosem.
-
Ja... ja tak naprawdę... nie chciałam tego powiedzieć... ja po
prostu..
-
Ty co? Jesteś pustą idiotką?
Zabolały
mnie jego słowa. Żałowałam, że w ogóle tam przyszłam.
-
Ja jednak je kocham, Alan. Tak samo jak ciebie.
-
Kochasz je?! A co mi powiedziałaś?! Dobrze wiesz co sadzę o
aborcji - mówił wściekły próbując zachowywać się jak
najciszej. - Jak dla mnie to jesteś pieprzoną egoistką, która
myśli tylko o sobie! Pomyślałaś jak ja mogę się czuć?! To jest
tak samo moja sprawa jak i twoja dlatego nie masz prawa decydować
sama! - podniósł głos, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.
Nagle
poczułam dziwny ból w podbrzuszu. Zgięłam się łapiąc za
brzuch. Poczułam jak oblewa mnie pot spowodowany strachem. Ja nie
mogę poronić.
-
Boli - szepnęłam patrząc na chłopaka. Jego mina zimnego skurwiela
diametralnie zmieniła się i wrócił mój stary, dobry Alan.
-
Usiądź - posadził mnie na szafce na buty po czym poszedł w głąb
domu. Po chwili wrócił podając mi szklankę wody.
Oddychałam
głęboko próbując się uspokoić. Ból minął tak nagle jak się
pojawił.
-
Przepraszam, Alan... Chcę je urodzić i wychować. Z tobą -
szepnęłam patrząc w oczy chłopaka, który kucał przede mną.
-
Ciii - przytulił się do mnie, a ja oparłam policzek o jego głowę.
- Jeśli chciałaś mnie nastraszyć to ci się udało - dodał po
chwili.
-
Naprawdę bolało - powiedziałam próbując powstrzymać uśmiech. -
Kocham cię.
-
Ja was też - wtulił twarz w moją bluzę.
Cieszyłam
się, że się pogodziliśmy. Teraz mogę cieszyć się naszym
dzieckiem. Nasza Plamka scementuje nasz związek na zawsze. Znam
Alana i wiem, że nie zostawi mnie.
-
Powinnam już wracać - powiedziałam.
-
Odprowadzę cię.
Podobało
mi się to, jak Alan się martwi. Chyba powinnam być wdzięczna
mojemu Maleństwu za znak, którym był ból brzucha.
Chłopak
podczas drogi powrotnej ciągle pytał jak się czuję.
Zaproponowałam pójście do kawiarni, ale usłyszałam, że powinnam
odpocząć. Stojąc przed domem jeszcze raz przeprosiłam Alana za
swoje zachowanie.
-
To ja powinienem cię przeprosić - powiedział. - Nie jesteś
idiotką. Przepraszam. Kocham was.
Podobało
mi się jak mówi w liczbie mnogiej. Pożegnaliśmy się i
rozstaliśmy. Moja mama przywitała mnie w korytarzu. Zauważyła mój
uśmiech więc o nic nie pytała. Miałam ochotę na coś do
jedzenia, ale po otworzeniu lodówki uderzyły mnie ostre zapachy.
Moja mama podała mi ryż z warzywami i musiałam wmusić w siebie
'coś ciepłego'. Czułam zmęczenie i było mi zimno. Po kwadransie
udało mi się zwiać do pokoju. Leżąc pod kołdrą czułam błogie
ciepło, a smsy od Alana z zapewnieniem miłości i informacją, że
nie może doczekać się aż będziemy w trójkę, uszczęśliwiały
mnie. Podobało mi się jak chłopak pisał, że ma nadzieję iż to
będzie chłopiec, bo chciałby kupić mu gitarę i piłkę. Zmęczona
nadmiarem wrażeń usnęłam. Obudziły mnie głośne rozmowy
dobiegające z dołu. Nie wiem czy to co wyprawiali moi rodzice można
nazwać "rozmową". Rzadko się kłócą więc nie
wiedziałam dlaczego teraz to robią. Wszystko się wyjaśniło, gdy
do mojego pokoju wpadł mój ojciec pytając czy nie chcę mu się
czymś pochwalić. Byłam zaspana i nie bardzo ogarniałam sytuację.
-
Co to ma być, Marta?! - pokazał mi zdjęcie usg.
Spuściłam
wzrok czując jak po policzkach spływają mi łzy. Czyli już się
dowiedział. Mogłam spodziewać się takiej kłótni.
-
Jesteś nieodpowiedzialną gówniarą, która bierze się za rzeczy
dla dorosłych! Jak sobie to teraz wyobrażasz?! Zawiodłaś nas,
Marta.
-
Nie was tylko ciebie! - krzyknęłam po czym zapłakana pobiegłam do
łazienki.
Zamknęłam
drzwi na klucz i usiadłam na podłodze zakrywając uszy rękoma. Nie
chciałam słyszeć kłótni moich rodziców. Przecież ja dobrze
wiem, że ich zawiodłam. Nie muszą mi tego mówić. Nie zrobiłam
sobie dziecka celowo. Nie jestem szczęśliwa wiedząc, że zostanę
siedemnastoletnią matką. Nie potrzebuję więc jeszcze jednego
powodu do zdenerwowania. Już jestem strzępkiem nerwów.
-
Marta, wyjdź. Porozmawiajmy - usłyszałam głos mojej rodzicielki.
Płakałam mocniej zatykając uszy. Chciałabym stać się
niewidzialna. - Martusiu, proszę.
-
Zostaw ją - powiedział mój ojciec po czym zszedł na dół.
-
Marta... proszę. Porozmawiajmy na spokojnie.
Poczułam
jak zbiera mi się na wymioty. Chwilę później byłam na kolejnej
randce z toaletą. Moja rodzicielka słysząc co robię, ponownie
zapukała mówiąc:
-
Martusiu, otwórz.
Wstałam
ocierając usta i wypłukałam je wodą. Podeszłam do drzwi i
otworzyłam je. Wyminęłam kobietę z zatroskaną miną i poszłam
do swojego pokoju. Czułam się okropnie i miałam ochotę umrzeć.
-
Nie martw się. Przejdzie mu - powiedziała moja mama siadając na
łóżku.
Zakryłam
się kołdrą, bo nie chciałam z nikim rozmawiać. W końcu zostałam
sama. Leżałam patrząc w ścianę i wymyślając scenariusze z
dzieckiem i ze mną w roli głównej. Nie wiedziałam co powinnam
zrobić. Może lepiej będzie jeśli oddam je do adopcji? Jest wiele
rodzin, które chętnie przyjmą niemowlaka. Na dodatek byliby
szczęśliwi. A może lepiej będzie, gdy dziecko będzie wychowywać
się u Alana? W końcu będzie już pełnoletni. A ja w każdej
chwili mogłabym je odwiedzać.
Chwyciłam
krakersa leżącego na szafce. Czułam lekki głód, ale bałam się
zejść na dół. Miałam ochotę na coś kwaśnego i słodkiego
zarazem. Starałam się nie myśleć o tym, a głupie zachcianki
zabijać wodą. Prędzej dam się pociąć niż zejdę na dół.
-
Kurwa - mruknęłam widząc, że woda z butelki wyparowała. - Nie
miej takich dziwnych zachcianek, grubasie - mruknęłam głaszcząc
się po brzuchu. - Tyle jedzenia ci wystarczy.
Jednak
moje myśli ciągle wracały do żelek, które zawsze leżą w
szafce. Na dodatek czułam, że zbiera mi się na wymioty.
-
Wygrałeś, kurwa - mruknęłam wstając i wychodząc z pokoju.
Schodząc
po schodach modliłam się, by mój ojciec był w swoim gabinecie, a
nie w salonie. Jednak tak się nie stało. Zatrzymałam się słysząc
rozmowę moich rodziców.
-
Nie po to zdecydowaliśmy się na jedno dziecko, by w wieku
czterdziestu lat niańczyć wnuki! - mój ojciec nadal był wściekły.
-
Może gdyby Marta miała rodzeństwo to nie szukałaby oparcia w
chłopaku!
-
Twierdzisz, że to moja wina?! Mogłaś nauczyć ją antykoncepcji!
-
Wiedziała wszystko co powinna wiedzieć. Zresztą już za późno,
by o tym myśleć! Mógłbyś pokazać, że ma w nas oparcie!
-
Jasne, może jeszcze mam iść pogłaskać ją po główce i
powiedzieć, że cieszę!
-
Tego nie powiedziałam! Po prostu sądzę, że Marta nas teraz
potrzebuje i musimy pokazać, że może nam zaufać. Nigdy nie byłeś
w ciąży więc nie zrozumiesz...
Znowu
poczułam głód więc wzięłam głęboki oddech i zeszłam na dół.
Idąc do kuchni czułam na sobie wzrok rodziców. Miałam ochotę
rozpłakać się. W powietrzu wyczuwalna była gęsta atmosfera.
Wyjęłam szklankę i nalałam sobie wody.
-
Przeproś ją - usłyszałam stłumiony głos mojej mamy dobiegający
z salonu.
-
Ani mi się śni!
Moje
ciało przeszył ból taki sam jak w domu Alana. Jęknęłam
zaciskając dłoń na szklance i zginając się w pół. Do oczu
napłynęły mi łzy.
-
Marta, co się stało?! - zapytała moja mama nachylając się nade
mną.
-
Boli - jęknęłam.
W
tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła.
Spojrzałam na rękę, która była zakrwawiona. Głos mojej mamy
oddalał się, a przed moimi oczami pojawiły się czarne plamy.
------
Dziękuję
za wszystkie wejścia! 300 w pierwszy dzień. Oby tak dalej! <3
Dziękuję również za komentarze <3
Odpowiadając
na Wasze pytania: Notki będą pojawiać się co 2/3 dni :)
Super :)
OdpowiedzUsuńA jednak w Polse kryją się światowe talenty
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam twoje opowiadania <3 Aaa! Wspaniałe <3
OdpowiedzUsuńCzemu co 2/3 dni, a nie codziennie? Ale i tak wspaniałe. :*
OdpowiedzUsuńDlaczego co 2-3 dni a nie codziennie? Troche niesprawiedliwe :( ale uwielbiam to czytac!
OdpowiedzUsuńŁuhuu jest kolejne opowiadanie! <3 Dziękuje wiem że nie wyrobisz żeby pisać i tamto na fejsie i to tutaj ale gdybyś jednak mogła to w miarę szybko dodawaj te części <3 Kocham twoje opowiadania mam nadzieje że z tego nie zrezygnujesz :** Pozdrawiam <33
OdpowiedzUsuńSuper! Czytam jak szalona!
OdpowiedzUsuńjejku naprawdę świetne opowiadanie ! czytałam kiedyś opowiadania moich znajomych ale były to zazwyczaj podróby ich ulubionych autorów. A Ty naprawdę piszesz własnym językiem i na dodatek masz bardzo bogate słownictwo ( nie mam tu na myśli przekleństw :p ) serio, pisz dalej ! przeczytałam puki co dwa rozdziały za jednym razem. Wrócę do reszty za godzinę tylko chemii się pouczę :)
OdpowiedzUsuńŚwietne, tylko postaraj się używać synonimów np . zamiast co chwila tej " rodzicielki " to matka, mama, kobieta która mnie urodziła, tak żeby się co chwile nie powtarzało. I z przekleństwami też wystopuj troszkę, nie całkiem, bo czasem się dopełnia ale niekiedy jest też nie potrzebne. Ale po za tym jest na prawdę świetne i nie rezygnuj z pisania bo fantastycznie Ci to idzie! Trzymam kciuki ♥ / Dziewczyna z grupy "blogerzy" :)
OdpowiedzUsuńZawodowe opowiadanie : )
OdpowiedzUsuńŚwietne, wciągnęłam się. Szkoda, że tak późno cie odkryłam, bo teraz mam dużo zaległości. Ale i tak przeczytam :)
OdpowiedzUsuń...
OdpowiedzUsuń...
...
Znowu... Co ty ze mną robisz? Normalnie gadam i piszę jak najenta, a teraz nic. Oby nic nie było Marcie. W ogóle to co jej się stało???
Rozdział suoer. Lecę czytać dalej...