poniedziałek, 24 marca 2014

Część 2.

Następnego dnia mogłam zostać w domu. Ostatnio i tak dużo opuszczałam więc dzień w tą czy w tą nie robi różnicy. Jadąc w piątek na badanie byłam strzępkiem nerwów. Przez całą drogę nie odzywałam się, bo czułam wstyd. Lekarka będzie krzyczeć? A może będą komentarze jaka to jestem głupia i nieodpowiedzialna?
Siedząc przed gabinetem czułam na sobie wzrok kobiety będącej przed nami. Była już w zaawansowanej ciąży. Kiedy nasz wzrok się spotkał, posłała mi uśmiech. Po chwili weszła do gabinetu.
- Mamo... ja chyba nie chcę - powiedziałam cicho.
- Spokojnie, skarbie. Jestem z tobą.
Czułam jak pocą mi się ręce, a serce wali jak oszalałe. Chciałabym żeby Alan był ze mną. Gdyby o wszystkim wiedział, nie pozwoliłby iść mi samej. Kiedy drzwi gabinetu otworzyły się, myślałam, że zemdleję. Automatycznie wstałam kiedy zrobiła to moja mama. Ciężarna kobieta ponownie posłała mi uśmiech szepcząc:
- Nie bój się. To nie boli.
Odeszła zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Będąc w gabinecie czułam zażenowanie. Lekarka dodała mi otuchy mówiąc, że mam się rozluźnić i o nic nie martwić. Na początku wywiadu byłam spięta, ale kiedy kobieta pogratulowała mi ciąży, uśmiechnęłam się.
- To teraz sprawdzimy jak twoje maleństwo, co?
Pokiwałam głową. Musiałam się rozebrać i przejść na fotel. Nie wiedziałam, że tak będzie wyglądać badanie.
- A nie można... no wie pani... - dukałam.
- Twoja dzidzia jest jeszcze za malutka. Zresztą, musimy sprawdzić czy w ogóle jest.
Podczas badania czułam zażenowanie. Cieszyłam się, że mama jest ze mną i ciągle głaszcze mnie po głowie.
- To dziesiąty tydzień ciąży. Gratuluję. Tutaj jest twoje maleństwo - lekarka wskazała na małą plamkę na ekranie.
Widząc to, rozpłakałam się.
- Martusiu, przestań... - szepnęła moja mama tuląc mnie.
- Nie ma powodu do płaczu. Dziecko rozwija się dobrze więc powinnaś być szczęśliwa. Chcesz zdjęcie?
Pokiwałam głową jeszcze raz patrząc na ekran. Po krótkiej chwili wychodziłyśmy z gabinetu. Moja rodzicielka objęła mnie. Siedząc w aucie patrzyłam na zdjęcie, które dostałam.
- Powiemy dzisiaj tacie, co?
Wzruszyłam ramionami.
- Masz na coś ochotę?
- Zjadłabym lody. Albo sorbet.
Chwilę później parkowałyśmy przed supermarketem. Chodząc między regałami układałam w głowie rozmowę, którą przeprowadzę z Alanem. Co powinnam powiedzieć? "Cześć kochanie, jestem w ciąży"? A może "Skarbie, mamy problem"? Nie lepsze będzie "Alan, zostaniesz tatusiem"? Poczułam jak wilgotnieją mi oczy więc zacisnęłam powieki, by łzy nie znalazły ujścia.
- Jakie chcesz lody? - głos mamy wyrwał mnie z zamyślenia.
- Waniliowe. I sorbet truskawkowy.
W drodze powrotnej jadłam chrupki kukurydziane, bo nie czułam się najlepiej. Będąc w domu napisałam do Alana żeby wpadł po szkole, bo musimy porozmawiać. Chłopak odpisał, że zerwie się z angielskiego i będzie za pół godziny. Kiedy do mnie przyszedł, nie wiedziałam jak zacząć.
- Więc o co chodzi? - zapytał tuląc mnie.
- Nie uważasz, że przytyłam? - zapytałam podnosząc koszulkę.
- Hmm... - spojrzał na mój brzuch. - Nie! - pocałował go. - Ale ja nadal nie rozumiem.
Rozpłakałam się wtulając się w chłopaka i szepcząc:
- Boże, Alan, ja jestem w ciąży!
- Co?!
Energicznie wstał zrzucając mnie za swoich kolan.
- Jestem w ciąży, słyszysz?! - krzyknęłam.
- Ale jak to?
- Normalnie, kurwa! Patrz! - rzuciłam w niego testem ciążowym i zdjęciem z usg.
Fotografia spadła na podłogę więc chłopak schylił się po nią. Patrząc na wydruk zakrył usta ręką. Podszedł do mnie, ukucnął przy łóżku i powiedział dotykając mojego policzka:
- Boże, skarbie, przepraszam. Nie powinienem tak zareagować. Nie powinienem krzyczeć. Przepraszam. Nie denerwuj się. Nie płacz.
Skuliłam się odpychając jego rękę. Przytulił mnie szepcząc, że jest szczęśliwy. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Uśmiechnął się mówiąc, że bardzo mnie kocha.
- Jesteś szczęśliwy?! Zostaniesz osiemnastoletnim ojcem i jesteś szczęśliwy?!  - zapytałam ze złością, odrywając się od niego,
- A co mam płakać jak ty?! Dziecko już jest więc łzy nic nie zmienią! Też powinnaś się cieszyć, a nie szkodzić owocowi naszej miłości!
- Gdybym mogła to chętnie bym usunęła ten twój owoc! - krzyknęłam po czym pożałowałam tych słów. Alan wyglądał jakby dostał w twarz. Zacisnął dłonie w pięści, ale nie powiedział nic. Pierwszy raz widziałam go takiego. Odwrócił się i wyszedł z mojego pokoju. Chciałam za nim pobiec i przeprosić go, ale nie zrobiłam tego. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i skuliłam się wylewając z siebie kolejny potok łez. Miałam wyrzuty sumienia, że powiedziałam o usunięciu ciąży. Ja tak naprawdę nie chcę tego. To jest moje maleństwo. Wsunęłam rękę pod koszulkę i dotknęłam brzucha. Co ono teraz czuje? Jest smutne? Przestraszone? A może nic nie odczuwa?
Chwyciłam zdjęcie leżące na łóżku. Moja mała kochana plamka. Dlaczego akurat ja?! Nie mogła wybrać sobie innej matki?! Jest wiele kobiet, które pokochałyby ją bardziej niż ja.
- Przepraszam - szepnęłam kreśląc niewidzialne znaczki na swoim brzuchu. - Przynajmniej ojca masz zajebistego. Nie to co matkę...
Boże, całkowicie mi odwala. Gadam sama do siebie macając się po ciele. Chwyciłam telefon i wybrałam numer Alana. Chciałam go przeprosić za moje słowa i powiedzieć, że również cieszę się z faktu iż będziemy rodzicami. Czasami małe kłamstwo jest potrzebne. Jednak chłopak nie odbierał, a gdy zadzwoniłam trzeci raz automatyczna sekretarka poinformował mnie iż abonent ma wyłączony telefon. Rzuciłam komórką na drugi koniec łóżka krzycząc:
- Nienawidzę cię!
W tej samej chwili do pokoju weszła moja mama. Naburmuszona poinformowałam ją, że chcę zostać sama.
- Marta... nie denerwuj się. Co się stało? - zapytała kobieta siadając obok.
- Nic.
- Przecież widzę. I słyszałam.
- To po co pytasz?!
- Uspokój się - przytuliła mnie.
- Alan mnie zostawił - jęknęłam rozpłakując się.
- Przez dziecko?
Pokiwałam głową.
- Czy może przez to co mu wykrzyczałaś?
- Ja tak nie myślę. Ja naprawdę je chce...
Moja rodzicielka nie powiedziała nic. Chwyciła moją komórkę i podając mi powiedziała żebym spróbowała ponownie. Wybrałam znajomy mi ciąg cyfr, ale nic z tego nie wyszło.
- Widzisz? - zapytałam patrząc na mamę.
Znowu mnie przytuliła milcząc. Kołysała mnie jak małe dziecko, a ja ciągle moczyłam jej fioletową tunikę, w którą była ubrana. Mijały minuty, a ja ciągle ją tuliłam. Potrzebowałam wrócić do beztroskich lat wieku przedszkolnego kiedy moim jedynym kłopotem było to czy zdążę na wieczorynkę. W głowie ciągle miałam obraz wściekłego Alana. On nie może mnie zostawić. Ja go bardzo kocham. Muszę go przeprosić. Wstałam mówiąc, że muszę wyjść.
- Podwieźć cię do niego? - zapytała moja rodzicielka. Od razu domyśliła się, że idę do Alana.
- Nie, spacer dobrze mi zrobi.
Chwilę później byłam w drodze do mojego (byłego?) chłopaka. Był mi zimno i na dodatek wszystko mnie denerwowało. Od śniegu, przez jadące samochody, na szczekających psach kończąc. Droga mi się dłużyła, ale około trzydziestu minut później wchodziłam na teren posesji Alana. Drżącą ręką nacisnęłam dzwonek i modliłam się, by chłopak był w domu. Drzwi otworzyła mi jego mama. Na mój widok uśmiechnęła się mówiąc:
- Oh cześć Marta. Wejdź - wpuściła mnie do środka.
- Dzień dobry. Ja do Alana.
- Nie ma go. Jeszcze nie wrócił ze szkoły. Myślałam, że jest u ciebie.
- Nie... - szepnęłam smutno spuszczając wzrok.
- Wejdź. Pewnie zaraz wróci. Napijesz się czegoś? Strasznie dzisiaj zimno.
Spojrzałam na kobietę, która przyjaźniła się z moją mamą odkąd tylko pamiętam. Czułam jak chce mi się płakać. Będzie zła jak się dowie? A może Alan nikomu nie powie i sam o tym zapomni?
- Nie, ja chyba już pójdę. Trudno. Do widzenia.
- Czekaj, Marta. Coś się stało? Pokłóciliście się?
- Nie. Ja jednak pójdę.
W tej samej chwili drzwi wejściowe się otworzyły.
- Ja pierdole... - usłyszałam za sobą głos Alana. Nie był miękki i przyjemny jak zawsze. Przybrał lodowatą barwę, po której przechodziły ciarki.
Odwróciłam się. W wejściu stał ojciec mojego dziecka i jego starsza siostra Amanda.
- Cześć, mamusiu. Strasznie tęskniłam - powiedziała Amanda obejmując swoją mamę i ciągnąc ją do kuchni bym mogła spokojnie porozmawiać z Alanem.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał chłopak zdejmując kurtkę.
- Chciałam cię przeprosić...
Mruknął coś pod nosem nie mówiąc nic. Pociły mi się ręce ze strachu i nie wiedziałam jak się zachować.
- Jeśli to wszystko to możesz już iść - dodał tym samym lodowatym głosem.
- Ja... ja tak naprawdę... nie chciałam tego powiedzieć... ja po prostu..
- Ty co? Jesteś pustą idiotką?
Zabolały mnie jego słowa. Żałowałam, że w ogóle tam przyszłam.
- Ja jednak je kocham, Alan. Tak samo jak ciebie.
- Kochasz je?! A co mi powiedziałaś?! Dobrze wiesz co sadzę o aborcji - mówił wściekły próbując zachowywać się jak najciszej. - Jak dla mnie to jesteś pieprzoną egoistką, która myśli tylko o sobie! Pomyślałaś jak ja mogę się czuć?! To jest tak samo moja sprawa jak i twoja dlatego nie masz prawa decydować sama! - podniósł głos, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.
Nagle poczułam dziwny ból w podbrzuszu. Zgięłam się łapiąc za brzuch. Poczułam jak oblewa mnie pot spowodowany strachem. Ja nie mogę poronić.
- Boli - szepnęłam patrząc na chłopaka. Jego mina zimnego skurwiela diametralnie zmieniła się i wrócił mój stary, dobry Alan.
- Usiądź - posadził mnie na szafce na buty po czym poszedł w głąb domu. Po chwili wrócił podając mi szklankę wody.
Oddychałam głęboko próbując się uspokoić. Ból minął tak nagle jak się pojawił.
- Przepraszam, Alan... Chcę je urodzić i wychować. Z tobą - szepnęłam patrząc w oczy chłopaka, który kucał przede mną.
- Ciii - przytulił się do mnie, a ja oparłam policzek o jego głowę. - Jeśli chciałaś mnie nastraszyć to ci się udało - dodał po chwili.
- Naprawdę bolało - powiedziałam próbując powstrzymać uśmiech. - Kocham cię.
- Ja was też - wtulił twarz w moją bluzę.
Cieszyłam się, że się pogodziliśmy. Teraz mogę cieszyć się naszym dzieckiem. Nasza Plamka scementuje nasz związek na zawsze. Znam Alana i wiem, że nie zostawi mnie.
- Powinnam już wracać - powiedziałam.
- Odprowadzę cię.
Podobało mi się to, jak Alan się martwi. Chyba powinnam być wdzięczna mojemu Maleństwu za znak, którym był ból brzucha.
Chłopak podczas drogi powrotnej ciągle pytał jak się czuję. Zaproponowałam pójście do kawiarni, ale usłyszałam, że powinnam odpocząć. Stojąc przed domem jeszcze raz przeprosiłam Alana za swoje zachowanie.
- To ja powinienem cię przeprosić - powiedział. - Nie jesteś idiotką. Przepraszam. Kocham was.
Podobało mi się jak mówi w liczbie mnogiej. Pożegnaliśmy się i rozstaliśmy. Moja mama przywitała mnie w korytarzu. Zauważyła mój uśmiech więc o nic nie pytała. Miałam ochotę na coś do jedzenia, ale po otworzeniu lodówki uderzyły mnie ostre zapachy. Moja mama podała mi ryż z warzywami i musiałam wmusić w siebie 'coś ciepłego'. Czułam zmęczenie i było mi zimno. Po kwadransie udało mi się zwiać do pokoju. Leżąc pod kołdrą czułam błogie ciepło, a smsy od Alana z zapewnieniem miłości i informacją, że nie może doczekać się aż będziemy w trójkę, uszczęśliwiały mnie. Podobało mi się jak chłopak pisał, że ma nadzieję iż to będzie chłopiec, bo chciałby kupić mu gitarę i piłkę. Zmęczona nadmiarem wrażeń usnęłam. Obudziły mnie głośne rozmowy dobiegające z dołu. Nie wiem czy to co wyprawiali moi rodzice można nazwać "rozmową". Rzadko się kłócą więc nie wiedziałam dlaczego teraz to robią. Wszystko się wyjaśniło, gdy do mojego pokoju wpadł mój ojciec pytając czy nie chcę mu się czymś pochwalić. Byłam zaspana i nie bardzo ogarniałam sytuację.
- Co to ma być, Marta?! - pokazał mi zdjęcie usg.
Spuściłam wzrok czując jak po policzkach spływają mi łzy. Czyli już się dowiedział. Mogłam spodziewać się takiej kłótni.
- Jesteś nieodpowiedzialną gówniarą, która bierze się za rzeczy dla dorosłych! Jak sobie to teraz wyobrażasz?! Zawiodłaś nas, Marta.
- Nie was tylko ciebie! - krzyknęłam po czym zapłakana pobiegłam do łazienki.
Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na podłodze zakrywając uszy rękoma. Nie chciałam słyszeć kłótni moich rodziców. Przecież ja dobrze wiem, że ich zawiodłam. Nie muszą mi tego mówić. Nie zrobiłam sobie dziecka celowo. Nie jestem szczęśliwa wiedząc, że zostanę siedemnastoletnią matką. Nie potrzebuję więc jeszcze jednego powodu do zdenerwowania. Już jestem strzępkiem nerwów.
- Marta, wyjdź. Porozmawiajmy - usłyszałam głos mojej rodzicielki. Płakałam mocniej zatykając uszy. Chciałabym stać się niewidzialna. - Martusiu, proszę.
- Zostaw ją - powiedział mój ojciec po czym zszedł na dół.
- Marta... proszę. Porozmawiajmy na spokojnie.
Poczułam jak zbiera mi się na wymioty. Chwilę później byłam na kolejnej randce z toaletą. Moja rodzicielka słysząc co robię, ponownie zapukała mówiąc:
- Martusiu, otwórz.
Wstałam ocierając usta i wypłukałam je wodą. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Wyminęłam kobietę z zatroskaną miną i poszłam do swojego pokoju. Czułam się okropnie i miałam ochotę umrzeć.
- Nie martw się. Przejdzie mu - powiedziała moja mama siadając na łóżku.
Zakryłam się kołdrą, bo nie chciałam z nikim rozmawiać. W końcu zostałam sama. Leżałam patrząc w ścianę i wymyślając scenariusze z dzieckiem i ze mną w roli głównej. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Może lepiej będzie jeśli oddam je do adopcji? Jest wiele rodzin, które chętnie przyjmą niemowlaka. Na dodatek byliby szczęśliwi. A może lepiej będzie, gdy dziecko będzie wychowywać się u Alana? W końcu będzie już pełnoletni. A ja w każdej chwili mogłabym je odwiedzać.
Chwyciłam krakersa leżącego na szafce. Czułam lekki głód, ale bałam się zejść na dół. Miałam ochotę na coś kwaśnego i słodkiego zarazem. Starałam się nie myśleć o tym, a głupie zachcianki zabijać wodą. Prędzej dam się pociąć niż zejdę na dół.
- Kurwa - mruknęłam widząc, że woda z butelki wyparowała. - Nie miej takich dziwnych zachcianek, grubasie - mruknęłam głaszcząc się po brzuchu. - Tyle jedzenia ci wystarczy.
Jednak moje myśli ciągle wracały do żelek, które zawsze leżą w szafce. Na dodatek czułam, że zbiera mi się na wymioty.
- Wygrałeś, kurwa - mruknęłam wstając i wychodząc z pokoju.
Schodząc po schodach modliłam się, by mój ojciec był w swoim gabinecie, a nie w salonie. Jednak tak się nie stało. Zatrzymałam się słysząc rozmowę moich rodziców.
- Nie po to zdecydowaliśmy się na jedno dziecko, by w wieku czterdziestu lat niańczyć wnuki! - mój ojciec nadal był wściekły.
- Może gdyby Marta miała rodzeństwo to nie szukałaby oparcia w chłopaku!
- Twierdzisz, że to moja wina?! Mogłaś nauczyć ją antykoncepcji!
- Wiedziała wszystko co powinna wiedzieć. Zresztą już za późno, by o tym myśleć! Mógłbyś pokazać, że ma w nas oparcie!
- Jasne, może jeszcze mam iść pogłaskać ją po główce i powiedzieć, że cieszę!
- Tego nie powiedziałam! Po prostu sądzę, że Marta nas teraz potrzebuje i musimy pokazać, że może nam zaufać. Nigdy nie byłeś w ciąży więc nie zrozumiesz...
Znowu poczułam głód więc wzięłam głęboki oddech i zeszłam na dół. Idąc do kuchni czułam na sobie wzrok rodziców. Miałam ochotę rozpłakać się. W powietrzu wyczuwalna była gęsta atmosfera. Wyjęłam szklankę i nalałam sobie wody.
- Przeproś ją - usłyszałam stłumiony głos mojej mamy dobiegający z salonu.
- Ani mi się śni!
Moje ciało przeszył ból taki sam jak w domu Alana. Jęknęłam zaciskając dłoń na szklance i zginając się w pół. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Marta, co się stało?! - zapytała moja mama nachylając się nade mną.
- Boli - jęknęłam.
W tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzałam na rękę, która była zakrwawiona. Głos mojej mamy oddalał się, a przed moimi oczami pojawiły się czarne plamy.

------
Dziękuję za wszystkie wejścia! 300 w pierwszy dzień. Oby tak dalej! <3 Dziękuję również za komentarze <3
Odpowiadając na Wasze pytania: Notki będą pojawiać się co 2/3 dni :)



12 komentarzy:

  1. A jednak w Polse kryją się światowe talenty

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja uwielbiam twoje opowiadania <3 Aaa! Wspaniałe <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu co 2/3 dni, a nie codziennie? Ale i tak wspaniałe. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego co 2-3 dni a nie codziennie? Troche niesprawiedliwe :( ale uwielbiam to czytac!

    OdpowiedzUsuń
  5. Łuhuu jest kolejne opowiadanie! <3 Dziękuje wiem że nie wyrobisz żeby pisać i tamto na fejsie i to tutaj ale gdybyś jednak mogła to w miarę szybko dodawaj te części <3 Kocham twoje opowiadania mam nadzieje że z tego nie zrezygnujesz :** Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Czytam jak szalona!

    OdpowiedzUsuń
  7. jejku naprawdę świetne opowiadanie ! czytałam kiedyś opowiadania moich znajomych ale były to zazwyczaj podróby ich ulubionych autorów. A Ty naprawdę piszesz własnym językiem i na dodatek masz bardzo bogate słownictwo ( nie mam tu na myśli przekleństw :p ) serio, pisz dalej ! przeczytałam puki co dwa rozdziały za jednym razem. Wrócę do reszty za godzinę tylko chemii się pouczę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne, tylko postaraj się używać synonimów np . zamiast co chwila tej " rodzicielki " to matka, mama, kobieta która mnie urodziła, tak żeby się co chwile nie powtarzało. I z przekleństwami też wystopuj troszkę, nie całkiem, bo czasem się dopełnia ale niekiedy jest też nie potrzebne. Ale po za tym jest na prawdę świetne i nie rezygnuj z pisania bo fantastycznie Ci to idzie! Trzymam kciuki ♥ / Dziewczyna z grupy "blogerzy" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne, wciągnęłam się. Szkoda, że tak późno cie odkryłam, bo teraz mam dużo zaległości. Ale i tak przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ...
    ...
    ...
    Znowu... Co ty ze mną robisz? Normalnie gadam i piszę jak najenta, a teraz nic. Oby nic nie było Marcie. W ogóle to co jej się stało???
    Rozdział suoer. Lecę czytać dalej...

    OdpowiedzUsuń