niedziela, 23 marca 2014

Część 1.

Matematyka. W pierwszych kilku minutach udało mi się zagłuszyć myśli, które nawiedzały mnie przez ostatnie dni. Nauczyciel mówił o konkursie, który odbędzie się w styczniu. W innym przypadku moja ręka już wędrowałaby w górę na znak, że chcę wziąć w nim udział, ale nie tym razem.
- Jacyś chętni? - zapytał pan Maciej patrząc na wszystkich uczniów. - Marta?
Poczułam jak przyspiesza mi tętno słysząc moje imię. Spojrzałam na mężczyznę milcząc. Posłał mi uśmiech, a ja powiedziałam, że nie chcę iść na konkurs.
- Dlaczego? Jesteś orłem w matematyce. Dam ci materiały, pomogę w przygotowaniach.
- Nie, nie pójdę. Przepraszam.
Cieszyłam się, że więcej nie nalega. Znów wróciły mi myśli o moim stanie zdrowia. Nie mam głowy, by myśleć o jakiś konkursach czy innych pierdołach. Nie mogłam się skupić przez co w moich zadaniach pojawiły się błędy. Czułam zdenerwowanie i chciało mi się płakać. Na dodatek siedząca za mną Anka żuła gumę, której zapach wywoływał u mnie odruch wymiotny. Zapytałam nauczyciela czy mogę iść do toalety. Lubił mnie dlatego zgodził się bez problemu. Wyszłam z klasy szybkim krokiem i pobiegłam do toalety. Znowu wymiotowałam. Po policzkach spływały mi łzy. Usiadłam opierając się plecami o ściankę działową i skryłam twarz w dłoniach. To nie może być prawda. Ja nie mogę... nie, to niemożliwe. Nie ja. Podsunęłam koszulkę patrząc na swoje ciało. Nienawidzę go. Nienawidzę siebie. Chcę obudzić się z tego chorego snu.
Poczułam się lepiej więc wyszłam z toalety i spojrzałam w lustro. Przemyłam zapłakaną twarz wodą i   przepłukałam usta. Woda miała dziwny smak. Wróciłam do klasy i powiedziałam, że źle się czuję i chciałabym się zwolnić. Pan Marcin spojrzał na mnie i ostatecznie kazał mi iść do pielęgniarki. Zebrałam swoje rzeczy i opuściłam pomieszczenie, w którym spędzałam średnio sześć godzin dziennie. Nie miałam zamiaru iść do pielęgniarki. Co miałabym jej powiedzieć? A co jeśli się domyśli?
Będąc w szatni ubrałam kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki. Westchnęłam wychodząc ze szkoły i widząc, że znów pada śnieg. W normalnych okolicznościach cieszyłabym się z białego puchu i świąt, ale teraz nie miałam głowy, by myśleć o prezentach czy odpowiedniej atmosferze.
Włożyłam słuchawki w uszy i napisałam do Alana, że zerwałam się z lekcji, bo źle się czuję. On odpisał: 

"Znowu? Może idź do lekarza? Mogę iść z Tobą <3".

Uśmiechnęłam się czytając jego wiadomość. Napisałam, że jest kochany, ale ma się nie martwić i niedługo mi przejdzie. Ruszyłam w kierunku zupełnie przeciwnym niż ten gdzie mieszkam. Mijając sklep z artykułami dla dzieci, zatrzymałam się. Patrząc na łóżeczko i ubranka będące na wystawie, poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do pięciu. Kiedy się uspokoiłam, przebiegłam na drugą stronę ulicy i pchnęłam szklane drzwi będące wejściem do apteki. Rozejrzałam się. Było kilka osób. Znów miałam mieszane uczucia i chciałam uciec. Jednak muszę w końcu to zrobić i przekonać się czy to prawda. Stanęłam na końcu kolejki i spojrzałam na kobietę w zaawansowanej ciąży, która stała przede mną. Miałam ochotę rozpłakać się i znów było mi niedobrze. W pewnej chwili ciężanej kobiecie wypadły z ręki klucze do auta. Schyliłam się po nie na co kobieta podziękowała mi z uśmiechem. Sprzedawczyni poprosiła ją do kasy, bo zgodnie z zasadami kobiety w ciąży są obsługiwane poza kolejką. Kiedy nadeszła moja kolej, nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.
- W czym mogę służyć? - zapytała młoda kobieta posyłając mi uśmiech.
- Ja... chciałabym... - jąkałam się. - Poproszę.. test ciążowy - wydusiłam z siebie cichym głosikem.
- Jaki?
- Yyy... nie wiem. Siostra nie powiedziała, a ja się nie znam - skłamałam wymuszając na swojej twarzy uśmiech.
- Dobrze. To może płytkowy?
Pokiwałam głową i dodałam, że poproszę od razu dwa. Podałam banknot dwudziestozłotowy i odebrałam testy i resztę pieniędzy. Po wyjściu z apteki od razu schowałam swój zakup. W drodze powrotnej do domu rozmawiałam z Alanem, który wypytywał dlaczego nie jestem w domu.
- Nie martw się, kocie. Już wracam - powiedziałam.
- Martwię się o ciebie. Ciągle źle się czujesz i jesteś blada! Może naprawdę powinnaś iść do lekarza..
- Alan, wyluzuj.
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie też, kocie.
Pożegnaliśmy się i weszłam do domu, w którym panowała pustka. Dziękowałam w duchu Bogu za taki stan rzeczy. Po zrzuceniu z siebie zimowej odzieży skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę, ale zapach, który mnie uderzył sprawił, że znów pobiegłam do toalety. Wymiotując błagałam Boga, by to nie było to o czym myślałam przez ostatnie dni. Usiadłam na podłodze opierając się plecami o chłodne kafelki. Wyjęłam z torby opakowanie z testem ciążowym i spojrzałam na nie. Wyjęłam instrukcję, bo nie wiedziałam jak zabrać się za zrobienie go. W końcu w przełamałam się. Minuty, podczas których modliłam się o jedną kreskę, ciągnęły się w nieskończoność. Kiedy mój telefon dał znać, że pięć minut minęło, czułam jak przyspiesza mi tętno. Bałam się otworzyć oczy, bo miałam dziwne przeczucie. W końcu zerknęłam na test. Dwie kreski. To niemożliwe. Nie ja. Nie my. Zabezpieczaliśmy się! I robiliśmy to tylko kilka razy!
- Boże, nie - jęknęłam wybuchając płaczem. - To niemożliwe!
Panika ogarnęła moje ciało. Po chwili wróciło niedowierzanie i nadzieja na zepsuty test dlatego zrobiłam drugi. Niestety ten potwierdził fakt, że jestem w ciąży. Skuliłam się na podłodze, a po moich policzkach spływały łzy. Po jakimś czasie przeniosłam się do pokoju. Miałam ochotę zakopać się w łóżku i umrzeć. Nie wiedziałam co teraz będzie. Jak mam powiedzieć o tym Alanowi? A rodzice? Oni mnie zabiją. W najlepszym wypadku wyrzucą z domu.
Moczyłam poduszkę ściskając test ciążowy w ręce. Zamknęłam oczy wsuwając dłoń pod koszulkę i dotknęłam brzucha gdzie rośnie moje.. dziecko. Boże, będę... mamą. To wszystko jest takie dziwne.
Z nadmiaru wrażeń pogrążyłam się we śnie. Śniła mi się kłótnia z rodzicami. Obudziłam się i na nowo wybuchnęłam płaczem. W tej samej chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Schowałam test pod poduszkę i usłyszałam głos mamy:
- Cześć kochanie. Jak w szkole? - zapytała, a ja milczałam. - Martusiu, nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
Miałam ochotę wykrzyczeć jej, że zniszczyłam sobie życie. Jednak nie odezwałam się. Moja rodzicielka usiadła na skraju łóżka i położyła przede mną pudełko po teście ciążowym.
- Leżało w koszu na śmieci w twojej łazience.
Rozpłakałam się ponownie. Bałam się jej powiedzieć.
- Martusiu, porozmawiajmy. Jesteś w ciąży, tak? Nie będę krzyczeć, obiecuję. Jestem twoją mamą i możesz mi zaufać.
Powoli wysunęłam test ciążowy spod swojej poduszki. Kobieta westchnęła widząc wynik. Czekałam na krzyki i bluzgi, ale poczułam tylko przytulenie i matczyne "Oh, skarbie...". Obróciłam się w jej stronę i wtuliłam się przepraszając za wszystko. Mama gładziła mnie po plecach zapewniając, że nie jest zła. Ale ja jej nie wierzyłam. Mimo to cieszyłam się, że nie robi mi wyrzutów. Ciągle mówiła, że mnie kocha i będzie dobrze.
- Boję się mamo - szepnęłam. - Nie chcę go.
- Dobrze wiem, że tak nie myślisz. Znam cię. Za kilka dni będziesz szaleć z radości.
- Zniszczyłam wszystko.
- Już za późno, by o tym myśleć. Nie wiedziałam, że ty... że zaczęłaś współżycie.
Było mi wstyd. Nie chciałam opowiadać jej o moim życiu intymnym.
- Tato mnie zabije - powiedziałam, bo wiedziałam, że mój ojciec pokładał we mnie wielkie nadzieje. Odkąd pamiętam dbał o moją edukację. To on zapisał mnie na lekcje pianina i kupił zestaw małego chemika.
- Nie mów tak. Fakt, może nie będzie zachwycony, ale nic już nie zmienimy. Musimy mu powiedzieć.
- Sama to zrób. Proszę.
Kobieta westchnęła nie mówiąc nic. W tej samej chwili po moim pokoju rozniósł się dźwięk nadejścia wiadomości. Oderwałam się od mojej rodzicielki i wyjęłam telefon z kieszeni spodni. Usiadłam na łóżku ocierając łzy, które uniemożliwiały mi odczytanie SMSa od Alana.

Kurwa, Kocie! Martwię się! Co się stało?!

Odpisałam, że wszystko jest w porządku i po prostu zasnęłam. Zauważyłam, że nie była to jedyna wiadomość. Były jeszcze cztery inne i kilka nieodebranych połączeń.
- Alan już wie? - głos mojej rodzicielki oderwał mnie od czytania zaległych smsów.
Spojrzałam na nią po czym wolno pokręciłam głową spuszczając wzrok.
- Powinnaś mu powiedzieć. W końcu to jego dziecko... prawda?
- Oczywiście! Co masz na myśli?!
- Nic, kochanie - przytuliła mnie. - Zejdziesz na obiad?
- Nie chcę jeść.
- Nie chcesz czy nie możesz?
- Nie mogę - przyznałam. - Od razu chce mi się rzygać.
Kobieta przytuliła mnie mocniej i powiedziała rozmarzonym głosem:
- Pamiętam jak byłam w ciąży z tobą. Byłam taka szczęśliwa... radości nie popsuły mi nawet poranne mdłości czy idiotyczne zachcianki.
- Czyli ogórki i lody? Jak w filmach?
- Mniej-więcej. Ja mogłam tonami jeść kwaśne żelki i ostre potrawy.
Westchnęłam mówiąc, że chyba naprawdę go nie chcę.
- Nie mów tak. Strach jest normalny na początku. Potem, gdy zobaczysz na usg, poczujesz pierwszy ruch, uśmiechnie się podczas badania... wtedy zrozumiesz jak bardzo je kochasz. Powinnaś coś zjeść.
- Nie mogę.
- Ale musisz! Zrób to dla dziecka.
- To nie jest dziecko. To płód.
- Nie, ono już jest dzieckiem - powiedziała spokojnie, ale wyczułam zdenerwowanie w jej głosie. - Przemyj twarz i chodź.
Kobieta wyszła, a ja schowałam testy i opakowania na dno szafy. Poszłam do łazienki gdzie za pomocą zimnej wody doprowadziłam się do pozornie normalnego stanu. Mój ojciec siedział w salonie z komputerem na kolanach i włączonym telewizorze. Widząc mnie zapytał jak w szkole. Zbyłam go starą śpiewką, że wszystko w porządku. Poszłam do kuchni gdzie moja mama przygotowywała mi jogurt, który uwielbiałam. Jednak, gdy tylko poczułam jego mleczny zapach, skrzywiłam się i znów miałam mdłości.
- Wypij, pomoże ci.
Zmusiłam się do picia. Rzeczywiście pomogło. Jednak nie chciałam nic jeść i do pokoju zabrałam opakowanie krakersów i orzechy. Usiadłam przed komputerem i uruchomiłam go. Surfując w internecie szukałam sposobów na pozbycie się mdłości w ciąży. W sumie to dlaczego to są 'poranne' mdłości skoro trwają całą dobę? Moje poszukiwania przerwała mama informując mnie, że przyszedł Alan. Zeszłam na dół i przywitałam się z chłopakiem. Zapach miętowej gumy żutej przez niego sprawił, że musiałam prędko zjeść krakersa trzymanego w ręce.
- Czemu nie wszedłeś na górę? - zapytałam.
- Bo ja tylko na chwilę. Pędzę na próbę, a chciałem dowiedzieć się jak się czujesz.
Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z chłopakiem z domu, bo zaraz moja mama zapytałaby dlaczego nie zaprosiłam Alana do siebie. Stojąc na werandzie przytuliłam go mówiąc jak bardzo go kocham.
- Ja ciebie też, skarbie - powiedział tuląc mnie.
Kiedy chciał mnie pocałować, zakryłam mu usta dłonią mówiąc, że to chyba jakaś grypa i nie chcę go zarazić. Tak naprawdę do zapach gumy odrzucał mnie.
- Idź na próbę, bo się spóźnisz - dodałam patrząc mu w oczy.
- Chciałbym żebyś poszła ze mną, ale lepiej wracaj do łóżka i wylecz grypę. Kocham cię. Pa - dał mi całusa w policzek.
- Ja ciebie też. Pa.
Pożegnaliśmy się i wróciłam do domu. Zauważyłam, że mój ojciec przygotowuje się do wyjścia. Na pytanie gdzie idzie odpowiedział, że musi pojechać do wujka.
- Jedziesz ze mną? - zapytał.
- Nie, zostanę w domu.
Nie chciałam widzieć mojej kuzynki, której szczerze nienawidziłam. Popsułaby mi humor, a przecież nie powinnam się denerwować. Kiedy mężczyna opuścił dom, usłyszałam głos mamy:
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Spać mi się chce więc chyba się zdrzemnę.
Nie chciałam z nikim rozmawiać więc wróciłam do siebie. Zamknęłam komputer, wpakowałam kolejnego krakersa do ust, wzięłam łyk wody i położyłam się włączając telewizor wiszący na ścianie. Obróciłam się na bok, bo czułam zmęczenie. Chwilę później spałam. Śniło mi się, że każdy śmiał się ze mnie, bo jestem w ciąży. Byłam zapłakana, ale nie mogłam uciec. Czułam się uwięziona. Kiedy się obudziłam, odetchnęłam z ulgą. W tej samej chwili do mojego pokoju weszła mama. Usiadła na moim łóżku i zapytała czy coś się stało. Odpowiedziałam, że miałam zły sen.
- Wiesz, Martuś? Myślę, że powinnaś iść do lekarza - powiedziała zmieniając temat. Patrzyłam na nią i czułam jak wzrasta we mnie poziom strachu. - Nie bój się! To jest konieczne. Pójdę z tobą jeśli chcesz - pokiwałam głową. - Umówiłam cię na pojutrze.
Słysząc to poczułam złość.
- Co?! Nie decyduj za mnie! Nie masz prawa! Sama mogę sobie wybrać lekarza!
- Marta, uspokój się! Jestem twoją mamą i chcę ci pomóc!
Rozpłakałam się na co rodzicielka objęła mnie. Kolejny raz powtórzyłam, że się boję. Mama poradziła mi, że powinnam powiedzieć Alanowi.
- Jak mam to zrobić? - szepnęłam.
- Normalnie. Jesteście w takiej samej sytuacji.
- Powiem mu. Jutro. Albo pojutrze. Po badaniu. Dostanę zdjęcie?
- Oczywiście - posłała mi uśmiech.





19 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadanie , już z niecierpliwością czekam na następny ! ;) masz talent i pisz tak dalej ;*
    http://bag-of-adventures.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam tą część była na facebooku, prawda? Ale i tak boskie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, fajnie że wreszcie zdecydowałaś się na bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też pamiętam tą część, ale i tak ją przeczytałam jeszcze raz :D Wspaniałe <3 Czekam na kolejne części i jeszcze pytanko... kiedy będziesz dodawała ? Tak samo jak na fejsie czy inaczej ? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super cudowne! Pisz dalej bo wiesz, ze warto! Tylko zebys jeszcze codziennie dodawala :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialneee! ale i tak najbardziej pokochałam Petera <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne są Twoje opowiadania :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się fajnie :)
    Na pewno będę dalej czytać.
    I zapraszam do mnie http://beinspiredbynickyandniala.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. o matko magdaleno , ciekawe co Alan powie...

    OdpowiedzUsuń
  10. siedziałam na facebooku i patrzę no ciekawie. Zerknę. Zaczęłam i się zakochałam! Lecę do drugiej części

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten blog jest świetny! Muszę nadrobić te 29 części, bo to dopiero moja pierwsza wizyta :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć,
    To moja pierwsza wizyta na twoim blogu, a trafiłam tu w sumie przez przypadek...
    Podoba mi się rozdział, choć nie gustuję w tego typu opowiadaniach, tj. o życiu nastoletnich matek, itp.
    Myślę, że zostanę na dłużej :).
    Eh, mam do nadrobienia 31 części, ale myślę, że dam radę.
    Przyjemnie się czyta Twojego bloga. Dobrze piszesz.
    Pozdrawiam Darkness

    OdpowiedzUsuń
  13. Sama piszesz i wymyślasz opowiadania? Przeczytałam pierwszą część, napisane fajnym, prostym językiem, przyjemnie się czyta :) Jedyne co mogę rzec to fakt, że po streszczeniu na FB w pierwszej części wyobrażałam sobie jakieś chwile tej dziewczyny i chłopaka ale że ona jeszcze niczego nie podejrzewa. Dopiero później zaczynają się dziać różne rzeczy i przychodzą jej do głowy różne domysły dotyczące ciąży itd no ale Twoja wersja również fajna, wciągnęło :D
    Obserwuję i zapraszam do mnie :) www.camesss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jest całkiem dobrze, jedynie gdzie niegdzie wkradły Ci się małe błędy stylistyczne. Na przykład tutaj: "W końcu w przełamałam się." wkradło Ci się zbędne ''w''. Opowiadanie ma potencjał i mam nadzieję, że nie zaprzepaściłaś go w późniejszych rozdziałach. Pozdrawiam Aleksandra J. ;)
    http://czytamyipolecamy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Wpadłam tu przez fb, a właściwie przez grupę "Blogerzy" i powiem ci, że to opowiadanie ma potencjał. Jak na razie zapowiada się bardzo ciekawie. Co więcej, nie wyłapałam wielu błędów. Oprócz wymienionej wyżej i literówki i błędów interpunkcyjnych jest naprawdę dobrze. :)
    Kurczę, postaram się to jakoś nadrobić.
    Zapraszam do mnie. :) story-one-of-them-darkangel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej, hej, świetnie napisane, bardzo mi się podobało :3 Młoda matka? Genialne :D Jak dam radę,, jtr zacznę czytać dalsze rozdziały :*
    Weny! xd

    OdpowiedzUsuń
  17. ...
    ...
    ...
    Nie mogę wydusić z siebie jednego słowa. Po prostu mnie zamurowałao. Lecę dalej czytać i komentować.
    Nie będę spamować ale mój nick nie gryzie :)

    OdpowiedzUsuń