Matematyka.
W pierwszych kilku minutach udało mi się zagłuszyć myśli, które
nawiedzały mnie przez ostatnie dni. Nauczyciel mówił o konkursie,
który odbędzie się w styczniu. W innym przypadku moja ręka już
wędrowałaby w górę na znak, że chcę wziąć w nim udział, ale
nie tym razem.
-
Jacyś chętni? - zapytał pan Maciej patrząc na wszystkich uczniów.
- Marta?
Poczułam
jak przyspiesza mi tętno słysząc moje imię. Spojrzałam na
mężczyznę milcząc. Posłał mi uśmiech, a ja powiedziałam, że
nie chcę iść na konkurs.
-
Dlaczego? Jesteś orłem w matematyce. Dam ci materiały, pomogę w
przygotowaniach.
-
Nie, nie pójdę. Przepraszam.
Cieszyłam
się, że więcej nie nalega. Znów wróciły mi myśli o moim stanie
zdrowia. Nie mam głowy, by myśleć o jakiś konkursach czy innych
pierdołach. Nie mogłam się skupić przez co w moich zadaniach
pojawiły się błędy. Czułam zdenerwowanie i chciało mi się
płakać. Na dodatek siedząca za mną Anka żuła gumę, której
zapach wywoływał u mnie odruch wymiotny. Zapytałam nauczyciela czy
mogę iść do toalety. Lubił mnie dlatego zgodził się bez
problemu. Wyszłam z klasy szybkim krokiem i pobiegłam do toalety.
Znowu wymiotowałam. Po policzkach spływały mi łzy. Usiadłam
opierając się plecami o ściankę działową i skryłam twarz w
dłoniach. To nie może być prawda. Ja nie mogę... nie, to
niemożliwe. Nie ja. Podsunęłam koszulkę patrząc na swoje ciało.
Nienawidzę go. Nienawidzę siebie. Chcę obudzić się z tego
chorego snu.
Poczułam
się lepiej więc wyszłam z toalety i spojrzałam w lustro.
Przemyłam zapłakaną twarz wodą i przepłukałam usta.
Woda miała dziwny smak. Wróciłam do klasy i powiedziałam, że źle
się czuję i chciałabym się zwolnić. Pan Marcin spojrzał na mnie
i ostatecznie kazał mi iść do pielęgniarki. Zebrałam swoje
rzeczy i opuściłam pomieszczenie, w którym spędzałam średnio
sześć godzin dziennie. Nie miałam zamiaru iść do pielęgniarki.
Co miałabym jej powiedzieć? A co jeśli się domyśli?
Będąc
w szatni ubrałam kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki. Westchnęłam
wychodząc ze szkoły i widząc, że znów pada śnieg. W normalnych
okolicznościach cieszyłabym się z białego puchu i świąt, ale
teraz nie miałam głowy, by myśleć o prezentach czy odpowiedniej
atmosferze.
Włożyłam
słuchawki w uszy i napisałam do Alana, że zerwałam się z lekcji,
bo źle się czuję. On odpisał:
"Znowu?
Może idź do lekarza? Mogę iść z Tobą <3".
Uśmiechnęłam
się czytając jego wiadomość. Napisałam, że jest kochany, ale ma
się nie martwić i niedługo mi przejdzie. Ruszyłam w kierunku
zupełnie przeciwnym niż ten gdzie mieszkam. Mijając sklep z
artykułami dla dzieci, zatrzymałam się. Patrząc na łóżeczko i
ubranka będące na wystawie, poczułam jak do oczu napływają mi
łzy. Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do pięciu. Kiedy się
uspokoiłam, przebiegłam na drugą stronę ulicy i pchnęłam
szklane drzwi będące wejściem do apteki. Rozejrzałam się. Było
kilka osób. Znów miałam mieszane uczucia i chciałam uciec. Jednak
muszę w końcu to zrobić i przekonać się czy to prawda. Stanęłam
na końcu kolejki i spojrzałam na kobietę w zaawansowanej ciąży,
która stała przede mną. Miałam ochotę rozpłakać się i znów
było mi niedobrze. W pewnej chwili ciężanej kobiecie wypadły z
ręki klucze do auta. Schyliłam się po nie na co kobieta
podziękowała mi z uśmiechem. Sprzedawczyni poprosiła ją do kasy,
bo zgodnie z zasadami kobiety w ciąży są obsługiwane poza
kolejką. Kiedy nadeszła moja kolej, nie wiedziałam jak zacząć
rozmowę.
-
W czym mogę służyć? - zapytała młoda kobieta posyłając mi
uśmiech.
-
Ja... chciałabym... - jąkałam się. - Poproszę.. test ciążowy -
wydusiłam z siebie cichym głosikem.
-
Jaki?
-
Yyy... nie wiem. Siostra nie powiedziała, a ja się nie znam -
skłamałam wymuszając na swojej twarzy uśmiech.
-
Dobrze. To może płytkowy?
Pokiwałam
głową i dodałam, że poproszę od razu dwa. Podałam banknot
dwudziestozłotowy i odebrałam testy i resztę pieniędzy. Po
wyjściu z apteki od razu schowałam swój zakup. W drodze powrotnej
do domu rozmawiałam z Alanem, który wypytywał dlaczego nie jestem
w domu.
-
Nie martw się, kocie. Już wracam - powiedziałam.
-
Martwię się o ciebie. Ciągle źle się czujesz i jesteś blada!
Może naprawdę powinnaś iść do lekarza..
-
Alan, wyluzuj.
-
Kocham cię, skarbie.
-
Ja ciebie też, kocie.
Pożegnaliśmy
się i weszłam do domu, w którym panowała pustka. Dziękowałam w
duchu Bogu za taki stan rzeczy. Po zrzuceniu z siebie zimowej odzieży
skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę, ale zapach, który
mnie uderzył sprawił, że znów pobiegłam do toalety. Wymiotując
błagałam Boga, by to nie było to o czym myślałam przez ostatnie
dni. Usiadłam na podłodze opierając się plecami o chłodne
kafelki. Wyjęłam z torby opakowanie z testem ciążowym i
spojrzałam na nie. Wyjęłam instrukcję, bo nie wiedziałam jak
zabrać się za zrobienie go. W końcu w przełamałam się. Minuty,
podczas których modliłam się o jedną kreskę, ciągnęły się w
nieskończoność. Kiedy mój telefon dał znać, że pięć minut
minęło, czułam jak przyspiesza mi tętno. Bałam się otworzyć
oczy, bo miałam dziwne przeczucie. W końcu zerknęłam na test.
Dwie kreski. To niemożliwe. Nie ja. Nie my. Zabezpieczaliśmy się!
I robiliśmy to tylko kilka razy!
-
Boże, nie - jęknęłam wybuchając płaczem. - To niemożliwe!
Panika
ogarnęła moje ciało. Po chwili wróciło niedowierzanie i nadzieja
na zepsuty test dlatego zrobiłam drugi. Niestety ten potwierdził
fakt, że jestem w ciąży. Skuliłam się na podłodze, a po moich
policzkach spływały łzy. Po jakimś czasie przeniosłam się do
pokoju. Miałam ochotę zakopać się w łóżku i umrzeć. Nie
wiedziałam co teraz będzie. Jak mam powiedzieć o tym Alanowi? A
rodzice? Oni mnie zabiją. W najlepszym wypadku wyrzucą z domu.
Moczyłam
poduszkę ściskając test ciążowy w ręce. Zamknęłam oczy
wsuwając dłoń pod koszulkę i dotknęłam brzucha gdzie rośnie
moje.. dziecko. Boże, będę... mamą. To wszystko jest takie
dziwne.
Z
nadmiaru wrażeń pogrążyłam się we śnie. Śniła mi się
kłótnia z rodzicami. Obudziłam się i na nowo wybuchnęłam
płaczem. W tej samej chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
Schowałam test pod poduszkę i usłyszałam głos mamy:
-
Cześć kochanie. Jak w szkole? - zapytała, a ja milczałam. -
Martusiu, nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
Miałam
ochotę wykrzyczeć jej, że zniszczyłam sobie życie. Jednak nie
odezwałam się. Moja rodzicielka usiadła na skraju łóżka i
położyła przede mną pudełko po teście ciążowym.
-
Leżało w koszu na śmieci w twojej łazience.
Rozpłakałam
się ponownie. Bałam się jej powiedzieć.
-
Martusiu, porozmawiajmy. Jesteś w ciąży, tak? Nie będę krzyczeć,
obiecuję. Jestem twoją mamą i możesz mi zaufać.
Powoli
wysunęłam test ciążowy spod swojej poduszki. Kobieta westchnęła
widząc wynik. Czekałam na krzyki i bluzgi, ale poczułam tylko
przytulenie i matczyne "Oh,
skarbie...". Obróciłam się w
jej stronę i wtuliłam się przepraszając za wszystko. Mama
gładziła mnie po plecach zapewniając, że nie jest zła. Ale ja
jej nie wierzyłam. Mimo to cieszyłam się, że nie robi mi
wyrzutów. Ciągle mówiła, że mnie kocha i będzie dobrze.
-
Boję się mamo - szepnęłam. - Nie chcę go.
-
Dobrze wiem, że tak nie myślisz. Znam cię. Za kilka dni będziesz
szaleć z radości.
-
Zniszczyłam wszystko.
-
Już za późno, by o tym myśleć. Nie wiedziałam, że ty... że
zaczęłaś współżycie.
Było
mi wstyd. Nie chciałam opowiadać jej o moim życiu intymnym.
-
Tato mnie zabije - powiedziałam, bo wiedziałam, że mój ojciec
pokładał we mnie wielkie nadzieje. Odkąd pamiętam dbał o moją
edukację. To on zapisał mnie na lekcje pianina i kupił zestaw
małego chemika.
-
Nie mów tak. Fakt, może nie będzie zachwycony, ale nic już nie
zmienimy. Musimy mu powiedzieć.
-
Sama to zrób. Proszę.
Kobieta
westchnęła nie mówiąc nic. W tej samej chwili po moim pokoju
rozniósł się dźwięk nadejścia wiadomości. Oderwałam się od
mojej rodzicielki i wyjęłam telefon z kieszeni spodni. Usiadłam na
łóżku ocierając łzy, które uniemożliwiały mi odczytanie SMSa
od Alana.
Kurwa,
Kocie! Martwię się! Co się stało?!
Odpisałam,
że wszystko jest w porządku i po prostu zasnęłam. Zauważyłam,
że nie była to jedyna wiadomość. Były jeszcze cztery inne i
kilka nieodebranych połączeń.
-
Alan już wie? - głos mojej rodzicielki oderwał mnie od czytania
zaległych smsów.
Spojrzałam
na nią po czym wolno pokręciłam głową spuszczając wzrok.
-
Powinnaś mu powiedzieć. W końcu to jego dziecko... prawda?
-
Oczywiście! Co masz na myśli?!
-
Nic, kochanie - przytuliła mnie. - Zejdziesz na obiad?
-
Nie chcę jeść.
-
Nie chcesz czy nie możesz?
-
Nie mogę - przyznałam. - Od razu chce mi się rzygać.
Kobieta
przytuliła mnie mocniej i powiedziała rozmarzonym głosem:
-
Pamiętam jak byłam w ciąży z tobą. Byłam taka szczęśliwa...
radości nie popsuły mi nawet poranne mdłości czy idiotyczne
zachcianki.
-
Czyli ogórki i lody? Jak w filmach?
-
Mniej-więcej. Ja mogłam tonami jeść kwaśne żelki i ostre
potrawy.
Westchnęłam
mówiąc, że chyba naprawdę go nie chcę.
-
Nie mów tak. Strach jest normalny na początku. Potem, gdy zobaczysz
na usg, poczujesz pierwszy ruch, uśmiechnie się podczas badania...
wtedy zrozumiesz jak bardzo je kochasz. Powinnaś coś zjeść.
-
Nie mogę.
-
Ale musisz! Zrób to dla dziecka.
-
To nie jest dziecko. To płód.
-
Nie, ono już jest dzieckiem - powiedziała spokojnie, ale wyczułam
zdenerwowanie w jej głosie. - Przemyj twarz i chodź.
Kobieta
wyszła, a ja schowałam testy i opakowania na dno szafy. Poszłam do
łazienki gdzie za pomocą zimnej wody doprowadziłam się do
pozornie normalnego stanu. Mój ojciec siedział w salonie z
komputerem na kolanach i włączonym telewizorze. Widząc mnie
zapytał jak w szkole. Zbyłam go starą śpiewką, że wszystko w
porządku. Poszłam do kuchni gdzie moja mama przygotowywała mi
jogurt, który uwielbiałam. Jednak, gdy tylko poczułam jego mleczny
zapach, skrzywiłam się i znów miałam mdłości.
-
Wypij, pomoże ci.
Zmusiłam
się do picia. Rzeczywiście pomogło. Jednak nie chciałam nic jeść
i do pokoju zabrałam opakowanie krakersów i orzechy. Usiadłam
przed komputerem i uruchomiłam go. Surfując w internecie szukałam
sposobów na pozbycie się mdłości w ciąży. W sumie to dlaczego
to są 'poranne' mdłości skoro trwają całą dobę? Moje
poszukiwania przerwała mama informując mnie, że przyszedł Alan.
Zeszłam na dół i przywitałam się z chłopakiem. Zapach miętowej
gumy żutej przez niego sprawił, że musiałam prędko zjeść
krakersa trzymanego w ręce.
-
Czemu nie wszedłeś na górę? - zapytałam.
-
Bo ja tylko na chwilę. Pędzę na próbę, a chciałem dowiedzieć
się jak się czujesz.
Narzuciłam
na siebie kurtkę i wyszłam z chłopakiem z domu, bo zaraz moja mama
zapytałaby dlaczego nie zaprosiłam Alana do siebie. Stojąc na
werandzie przytuliłam go mówiąc jak bardzo go kocham.
-
Ja ciebie też, skarbie - powiedział tuląc mnie.
Kiedy
chciał mnie pocałować, zakryłam mu usta dłonią mówiąc, że to
chyba jakaś grypa i nie chcę go zarazić. Tak naprawdę do zapach
gumy odrzucał mnie.
-
Idź na próbę, bo się spóźnisz - dodałam patrząc mu w oczy.
-
Chciałbym żebyś poszła ze mną, ale lepiej wracaj do łóżka i
wylecz grypę. Kocham cię. Pa - dał mi całusa w policzek.
-
Ja ciebie też. Pa.
Pożegnaliśmy
się i wróciłam do domu. Zauważyłam, że mój ojciec przygotowuje
się do wyjścia. Na pytanie gdzie idzie odpowiedział, że musi
pojechać do wujka.
-
Jedziesz ze mną? - zapytał.
-
Nie, zostanę w domu.
Nie
chciałam widzieć mojej kuzynki, której szczerze nienawidziłam.
Popsułaby mi humor, a przecież nie powinnam się denerwować. Kiedy
mężczyna opuścił dom, usłyszałam głos mamy:
-
Jak się czujesz?
-
Dobrze. Spać mi się chce więc chyba się zdrzemnę.
Nie
chciałam z nikim rozmawiać więc wróciłam do siebie. Zamknęłam
komputer, wpakowałam kolejnego krakersa do ust, wzięłam łyk wody
i położyłam się włączając telewizor wiszący na ścianie.
Obróciłam się na bok, bo czułam zmęczenie. Chwilę później
spałam. Śniło mi się, że każdy śmiał się ze mnie, bo jestem
w ciąży. Byłam zapłakana, ale nie mogłam uciec. Czułam się
uwięziona. Kiedy się obudziłam, odetchnęłam z ulgą. W tej samej
chwili do mojego pokoju weszła mama. Usiadła na moim łóżku i
zapytała czy coś się stało. Odpowiedziałam, że miałam zły
sen.
-
Wiesz, Martuś? Myślę, że powinnaś iść do lekarza - powiedziała
zmieniając temat. Patrzyłam na nią i czułam jak wzrasta we mnie
poziom strachu. - Nie bój się! To jest konieczne. Pójdę z tobą
jeśli chcesz - pokiwałam głową. - Umówiłam cię na pojutrze.
Słysząc
to poczułam złość.
-
Co?! Nie decyduj za mnie! Nie masz prawa! Sama mogę sobie wybrać
lekarza!
-
Marta, uspokój się! Jestem twoją mamą i chcę ci pomóc!
Rozpłakałam
się na co rodzicielka objęła mnie. Kolejny raz powtórzyłam, że
się boję. Mama poradziła mi, że powinnam powiedzieć Alanowi.
-
Jak mam to zrobić? - szepnęłam.
-
Normalnie. Jesteście w takiej samej sytuacji.
-
Powiem mu. Jutro. Albo pojutrze. Po badaniu. Dostanę zdjęcie?
-
Oczywiście - posłała mi uśmiech.
Kocham twoje opowiadanie , już z niecierpliwością czekam na następny ! ;) masz talent i pisz tak dalej ;*
OdpowiedzUsuńhttp://bag-of-adventures.blogspot.com/
Jest świetny! ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam tą część była na facebooku, prawda? Ale i tak boskie. <3
OdpowiedzUsuńŚwietne, fajnie że wreszcie zdecydowałaś się na bloga :)
OdpowiedzUsuńJa też pamiętam tą część, ale i tak ją przeczytałam jeszcze raz :D Wspaniałe <3 Czekam na kolejne części i jeszcze pytanko... kiedy będziesz dodawała ? Tak samo jak na fejsie czy inaczej ? :)
OdpowiedzUsuńSuper cudowne! Pisz dalej bo wiesz, ze warto! Tylko zebys jeszcze codziennie dodawala :)
OdpowiedzUsuńGenialneee! ale i tak najbardziej pokochałam Petera <3
OdpowiedzUsuńCudowne są Twoje opowiadania :*
OdpowiedzUsuńZapowiada się fajnie :)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę dalej czytać.
I zapraszam do mnie http://beinspiredbynickyandniala.blogspot.com/
o matko magdaleno , ciekawe co Alan powie...
OdpowiedzUsuńsiedziałam na facebooku i patrzę no ciekawie. Zerknę. Zaczęłam i się zakochałam! Lecę do drugiej części
OdpowiedzUsuńTen blog jest świetny! Muszę nadrobić te 29 części, bo to dopiero moja pierwsza wizyta :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :*
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńTo moja pierwsza wizyta na twoim blogu, a trafiłam tu w sumie przez przypadek...
Podoba mi się rozdział, choć nie gustuję w tego typu opowiadaniach, tj. o życiu nastoletnich matek, itp.
Myślę, że zostanę na dłużej :).
Eh, mam do nadrobienia 31 części, ale myślę, że dam radę.
Przyjemnie się czyta Twojego bloga. Dobrze piszesz.
Pozdrawiam Darkness
Sama piszesz i wymyślasz opowiadania? Przeczytałam pierwszą część, napisane fajnym, prostym językiem, przyjemnie się czyta :) Jedyne co mogę rzec to fakt, że po streszczeniu na FB w pierwszej części wyobrażałam sobie jakieś chwile tej dziewczyny i chłopaka ale że ona jeszcze niczego nie podejrzewa. Dopiero później zaczynają się dziać różne rzeczy i przychodzą jej do głowy różne domysły dotyczące ciąży itd no ale Twoja wersja również fajna, wciągnęło :D
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie :) www.camesss.blogspot.com
Jest całkiem dobrze, jedynie gdzie niegdzie wkradły Ci się małe błędy stylistyczne. Na przykład tutaj: "W końcu w przełamałam się." wkradło Ci się zbędne ''w''. Opowiadanie ma potencjał i mam nadzieję, że nie zaprzepaściłaś go w późniejszych rozdziałach. Pozdrawiam Aleksandra J. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://czytamyipolecamy.blogspot.com/
Wpadłam tu przez fb, a właściwie przez grupę "Blogerzy" i powiem ci, że to opowiadanie ma potencjał. Jak na razie zapowiada się bardzo ciekawie. Co więcej, nie wyłapałam wielu błędów. Oprócz wymienionej wyżej i literówki i błędów interpunkcyjnych jest naprawdę dobrze. :)
OdpowiedzUsuńKurczę, postaram się to jakoś nadrobić.
Zapraszam do mnie. :) story-one-of-them-darkangel.blogspot.com
Hej, hej, świetnie napisane, bardzo mi się podobało :3 Młoda matka? Genialne :D Jak dam radę,, jtr zacznę czytać dalsze rozdziały :*
OdpowiedzUsuńWeny! xd
...
OdpowiedzUsuń...
...
Nie mogę wydusić z siebie jednego słowa. Po prostu mnie zamurowałao. Lecę dalej czytać i komentować.
Nie będę spamować ale mój nick nie gryzie :)